Aż do zmierzchu chodzili po wiosce. Zmarzli rzez padający śnieg, więc weszli do kościoła. Było tam pusto, nigdzie nie paliło się żadne światło.
- Trochę tu ponuro... - mruknął.
Rozejrzała się wokół.
- No... Trochę... - powiedziała szeptem, ściskając mocniej jego dłoń.
W tym miejscu było coś... co sprawiało, że się trzęsła. Czuła dziwne zimno. Zadrżała. Usłyszała dziwny syk koło swojego ucha. Odwróciła się, ale nikogo nie było...
Zacisnął palce na poduszce.